Przejdź do głównej zawartości

Socjologiczno-dydaktyczny kicz

 


Sięgnąłem po publikację pod red. Krzysztofa T. Koneckiego, (cenionego przeze mnie profesora socjologii w UŁ), bowiem skusił mnie jej tytuł – „Emocje i polityka. Sceny z życia polskiego parlamentu” (UŁ 2016) oraz nazwisko redaktora. 

Byłem przekonany, że nareszcie polscy socjolodzy zainteresowali się emocjami posłów (polityków) i potrafią je analizować metodami oraz narzędziami współczesnej nauki w paradygmacie jakościowym. Podtytuł sugerował, że będą to badania sytuacyjnych wycinków z życia Sejmu, które – jak wyjaśnia redaktor – zostały pozyskane nie z pełnego materiału filmowego (pełnej rejestracji obrad sejmu), ale z zamieszczonych na YouTube klipów.

Poszukiwano w sieci fragmentów filmów, które pasowałyby nie tyle do socjologicznej teorii emocji czy do sformułowanego problemu badawczego w sposób ewidentnie intuicyjny. Jak podaje szef projektu: wyławiano z sieci takie, (…) które zawierały ładunek emocjonalny możliwy do zdefiniowania ze względu na pewne wskaźniki emocji (…) oraz w oparciu o definicje i opisy stanów uczuciowych, z których mogliśmy wywnioskować występowanie określonych emocji (s. 11).

Celem tego projektu było ćwiczenie w grupach na zaliczenie przedmiotu, a nie doświadczenie wiarygodnego socjologicznie badania naukowego. Nie znajdziemy tu zatem ani problemu badawczego, ani wskaźników zmiennej globalnej, ani też opracowanych kryteriów do analizy jakościowej obrazów filmowych, a sposoby rzekomego badania są pozbawione metodologicznej kultury i kanonu w badaniach jakościowych.

Nic dziwnego, że K. Konecki pisze we wprowadzeniu: W trakcie analiz, które wywoływały również wiele emocji, generalnie pozytywnych, okazało się, że powstaje większa całość, która być może nadaje się do opublikowania w postaci książki. Ostatecznie autorzy artykułów i prowadzący te zajęcia zdecydowali się wspólnie ma opracowanie danych podzielonych tematycznie na rozdziały i wydanie książki. Książka obrazuje zatem także pewien efekt pracy dydaktycznej oraz pokazuje, co można osiągnąć w grupie analizując dane jakościowe” (s. 10)

Rzeczywiście. Nic wartościowego. Szkoda papieru i uwodzenia potencjalnych badaczy czymś, co ma charakter notatek z prób uczenia się, które niewiele są warte dla nauki, ale i dla doktorantów. Gdyby doszukiwać się zrealizowanych efektów kształcenia na studiach III stopnia, to jedynymi - jakie można jeszcze uznać - byłaby zdobyta wiedza na temat przestrzeni społecznej, emocji, grzeczności, kultury wysokiej, wprawdzie też powierzchowna. Dobrze, że w dużej mierze została oparta na źródłach zagranicznych. Źle, że doktoranci chwalą cudze, a swego nie znają, gdyż na powyższe tematy mamy w kraju znacznie lepsze źródła.


Poczekam zatem na coś wartościowego naukowo, bo z zawartości treści jednoznacznie wynika popełnienie klasycznego błędu samosprawdzających się hipotez. Analizy są powierzchowne, pełne banałów, a nawet w takim zakresie, jak proksemika, pokazują zupełny brak zrozumienia zjawisk społeczno-emocjonalnych. Warto, by profesor zwrócił swoim doktorantom uwagę na literaturę z metodologii badań filmów i socjologii wizualnej, to może wówczas przestaliby nazywać analizą coś, co nie ma z nią nic wspólnego. Takie opisy klipów mogą wykonać - bez teoretycznego zaplecza - maturzyści.

No cóż, nie wszystko warto wydawać z publicznych, uniwersyteckich środków, gdyż być może lepiej byłyby one wykorzystane na rozprawy zdolniejszych doktorantów. Adnotacja o książce jednej z
księgarń internetowych jest już zupełnie bezzasadna potwierdzając obiegową tezę, że "reklamy kłamią":

Książka poświęcona jest analizie i badaniu emocji w życiu publicznym i polityce. Pokazano w niej, jak zachowania polityków oraz emocjonalne i wizualne czynniki obecne w relacjach medialnych na ich temat wpływają na sposób przedstawiania dyskursu politycznego. Otóż, książka ta nie jest poświęcona żadnemu wpływowi, chyba że wydawcy chodzi o wpływy na konto.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Profesor poleca ankietę z błędami???!!

  Niestety, tak powstają fatalne doktoraty, a po nich habilitacje. Kompromitacja  nie dotyczy zatem tylko doktoranta.

Pseudonaukowa monografia Pauliny Formy

  Mamy wreszcie trzecią publikację pani Pauliny Formy, która - tym razem pod tytułem "Dziecięca kreacja biografii w rodzinach wielodzietnych" (Kraków 2016) określona została jako monografia habilitacyjna. Niestety, ale i ta rozprawa obciążona jest poważnymi błędami w założeniach metodologicznych projektu badawczego . Analiza ilościowa i jakościowa uzyskanych przez autorkę danych na podstawie przeprowadzonej diagnozy nie ma zatem naukowej wartości. Może służyć co najwyżej publicystyce, ale nie naukom społecznym.  Wą t p l i w o ś c i budzi już t y t u ł k s i ą ż k i , k t ó r y jest n i e a d e k w a t n y d o p r e z e n t o w a n y ch w n i e j t r e ś c i . Wskazuje bowiem na to , że c e n tra l n ą o sią  analizy b ę d z ie tworzenie przez dzieci własnej biografii ( „ d z i e c i ę c a k r eacj a b i o g r a f i i … ” ). Tymczasem p r o b l e m g ł ó w n y , k t ó r y stanowił podstawę do konceptualizacji b a d ań, brzmi w tej książce odmiennie ...

Czy pseudonaukowa gdybologia może być sprzedawana jako światowy bestseller?

  Czy pseudonaukowa gdybologia może być sprzedawana jako światowy bestseller? w dniu  kwietnia 15, 2021   Moje pytanie jest retoryczne, bo odpowiedź na nie powinna być tylko jedna - NIE POWINNA, ale JEST i powiększa stan bezużytecznej makulatury. Mam tu na uwadze rozprawę izraelskiego historyka prof. Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie  Yuval Noah Harari'ego  pt. "21 lekcji na XXI wiek" (Kraków 2018), która jest sprzedawana w tysiącach egzemplarzy. Poza ładną okładką nadaje się jednak tylko jako dekoracja w biblioteczce domowej.   Historyk powinien zajmować się tym, co jest przedmiotem badań jego dyscypliny naukowej i obowiązującej w niej metodologii badań historycznych. Z tym większym zdumieniem czytam książkę, która z historią niewiele ma wspólnego, bowiem jej autor porzucił własne kwalifikacje postanawiając zarabiać na sprzedaży prognostycznego kiczu, czyli mniemanologii stosowanej.  Nie wypowiadam się na temat wszystkich lekcji, które usił...