Przejdź do głównej zawartości

Pseudonaukowe raporty Instytutu Badań Edukacyjnych z okresu rządów PO i PSL

 



Już nikogo to nie obchodzi, ile milionów kosztują polskie społeczeństwo rzekomo naukowe badania Instytutu Badań Edukacyjnych w Warszawie, który podlega Ministerstwu Edukacji Narodowej. Cieszą się z diagnostycznych opracowań dziennikarze, gdyż mogą powtarzać dane o żadnym znaczeniu dla wiedzy o stanie polskiej edukacji, za to "ubrane w koszulki" tabel i wykresów. To, co może być pilotażem, co jest tylko i wyłącznie sondażem opinii, traktuje się jako sprawozdanie z rzeczywistości szkolnej, której konstruktorzy skal postaw nie są w stanie uchwycić. Ślizgają się po powierzchni zjawisk bardziej wyobrażeniowych, wydumanych, postulowanych, oczekiwanych, niż mających rzeczywiste miejsce w szkołach.

Jeszcze "lepiej" prezentuje się dział wydawniczy tego Instytutu, który publikuje materiały o niskiej wartości pedagogicznej, nie wspominając już o naukowej. Oto ukazała się publikacja pt. "SKUTECZNIE WSPÓŁPRACOWAĆ I KOMUNIKOWAĆ SIĘ Z RODZICAMI I SPOŁECZNOŚCIĄ LOKALNĄ, która jest kolejną z broszurek informacyjnych finansowanych z funduszy Unii Europejskiej, a mającą spełniać rolę poradnika dla nauczycieli i dyrektorów szkół. Dotychczas poradnikami zajmowało się ORE. Jak widać, wydawanie publicznych pieniędzy nie ma żadnego związku z założonymi funkcjami instytucji.

Wspomniana broszura - jak podaje IBE - została opracowana
na podstawie poradnika tych samych autorek pt. Jak skutecznie współpracować i komunikować się z rodzicami i społecznością lokalną - Kamili Hernik i Karoliny Malinowskiej. Jakie było uzasadnienie dla napisania banalnego streszczenia z równie banalnej publikacji właśnie w tej instytucji i z funduszy UE? Jak można płacić za wydanie publikacji o żenująco niskim poziomie, która została napisana na podstawie kilku publikacji o równie niskich standardach naukowych?

Autorzy zresztą sami przyznają się do tego, że ich poradnik nie jest żadnym poradnikiem, bowiem zaledwie starają się wskazać m.in.:
„„
w jaki sposób i w jakich sytuacjach korzystać z różnych kanałów komunikacji
„„
jak zaplanować proces komunikacji z rodzicami, zaczynając od tego, zanim jeszcze dziecko trafi do szkoły
„„
jak prowadzić spotkania z rodzicami (indywidualne i grupowe)
„„
jak postępować w sytuacjach trudnych, konfliktowych – w jaki sposób rozmawiać z rodzicami, ale też gdzie szukać wsparcia
„„
w jaki sposób komunikować się, by budować dobre relacje z innymi oraz aktywnie słuchać, by wspierać kontakt z rozmówcą.


EUREKA XXI wieku!




Oto przykład treści::

"U podstaw podjęcia tematu związanego z triadą: szkoła – rodzice – społeczność lokalna, leży idea szkoły jako instytucji otwartej i włączającej zarówno rodziców uczniów, jak i innych członków społeczności lokalnej do wspólnych działań. Taka uspołeczniona szkoła to wspólnota nauczycieli, uczniów, rodziców, mieszkańców społeczności, w której wszyscy oni mają prawo decydowania o sprawach szkoły, współdziałają ze sobą i wspierają się nawzajem, a dobra komunikacja daje im możliwość nawiązania prawdziwej współpracy." (s.8)

Niestety, autorzy tego tekstu nie rozumieją pojęcia "uspołecznienie " i "wspólnota szkolna", skoro nawet nie raczyli uwzględnić organu, który stanowi o tych procesach i strukturach, o ile został powołany do życia. A nie istnieje w 98% szkół publicznych! Za to beneficjenci tego pseudoporadnika koncentrują się na roli rady rodziców, która z budowaniem wspólnoty i uspołecznieniem szkól niewiele ma wspólnego, bo i mieć nie może. Właśnie o to zatroszczyły się kolejne ekipy postsolidarnościowej nomenklatury w MEN.

Oczywiście, publikacje IBE - pełna wersja i jej streszczenie (dwie umowy za to samo dzieło) - były recenzowane, a jakże! Instytut Badań Naukowy nie po to ma w nazwie naukę, żeby nie kierował publikacji do opinii. Proszę bardzo. Obie publikacje zrecenzowały osoby, które jak na standardy naukowe rzeczywiście miały odpowiednie "kwalifikacje". Były to bowiem uczestniczące w tym projekcie, a więc recenzujące siebie panie prezeski organizacji pozarządowych: Elżbieta Piotrowska-Gromniak - prezeska Stowarzyszenia „Rodzice w edukacji” oraz Elżbieta Tołwińska-Królikowska, także prezeska Zarządu Federacji Inicjatyw Oświatowych.

Czy recenzentki tej publikacji nie przeczytały asekuracyjnego dla tego kiczu zdania: Zdajemy sobie sprawę z oczywistości niektórych porad zamieszczonych w opracowaniu. To z publicznych funduszy finansowano powtórkę z oczywistej oczywistości?! Pięknie. Autorki mogły jeszcze przyznać się do tego, że wyniki badań są artefaktami, które mają podtrzymać fałszywe przesłanki jako obowiązującą w tej polityce oświatowej tezę o rzekomym uspołecznieniu szkół.

Przeprowadzono badania w szkołach, które zostały wytypowane na podstawie rekomendacji udzielonych przez ekspertów ze środowisk organizacji pozarządowych zajmujących się edukacją i instytucji publicznych (s.5). Innymi słowy, sami swoi. Co ciekawe, postanowiono wkleić do tego raportu-poradnika wyniki tych samych badań, za które już ktoś wcześniej pobrał honorarium, a poziom popełnionych w nich błędów metodologicznych był już przedmiotem wielokrotnych analiz krytycznych. Rzecz bowiem dotyczy diagnozy opinii nielicznego odsetka rodziców sześciolatków, którzy skierowali swoje dzieci do szkół podstawowych.

Dobrze, że chociaż jest o tym adnotacja: "W części dotyczącej kontaktów i współpracy z rodzicami korzystamy również z wyników badań ilościowych przeprowadzonych wśród rodziców uczniów szkół podstawowych, zaś w części dotyczącej szkoły w społeczności lokalnej2 – z wyników badania otoczenia instytucjonalnego szkół. W taki sposób, to można nieustannie powielać wyniki, które przynoszą wstyd nie tylko ich realizatorom, ale także Instytutowi.

To jeszcze jeden banał z tych rzekomo naukowych badań:

"Najnowsze badania IBE, podobnie jak wcześniejsze badania i analizy, dowodzą, że podstawą dobrych kontaktów nauczycieli i rodziców uczniów jest między innymi pozytywne nastawienie nauczyciela do rodziców, jego otwarta, przyjazna postawa, chęć dzielenia się z nimi swoją wiedzą o uczniu, a także wysłuchania pomysłów, oczekiwań, przemyśleń rodziców. Można więc powiedzieć, że to nic szczególnego, a jednocześnie jest to jeden z warunków tego, żeby relacje nauczycieli i rodziców w ogóle miały szansę się rozwinąć. Suma takich „zwykłych” działań tworzy dobry klimat dla rodziców w szkole". (s.12)

Opracowanie-poradnik zostało zilustrowane na poziomie elementarza rządowego, a i zatroszczono się o wielkość czcionki, by mogły czytać go dzieci w edukacji elementarnej. Zawsze to liczba stron jest większa, więc i pozór jakości pracy odpowiednio udokumentowany.

Nie przypuszczałem, że można tak infantylnie traktować dyrektorów szkół i nauczycieli. No cóż, standardy z dwóch poprzednich kadencji są na tym właśnie poziomie. Przeczytajcie i podziwiajcie. Współpraca "zakwitnie" jak otaczająca nas natura.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Profesor poleca ankietę z błędami???!!

  Niestety, tak powstają fatalne doktoraty, a po nich habilitacje. Kompromitacja  nie dotyczy zatem tylko doktoranta.

Pseudonaukowa monografia Pauliny Formy

  Mamy wreszcie trzecią publikację pani Pauliny Formy, która - tym razem pod tytułem "Dziecięca kreacja biografii w rodzinach wielodzietnych" (Kraków 2016) określona została jako monografia habilitacyjna. Niestety, ale i ta rozprawa obciążona jest poważnymi błędami w założeniach metodologicznych projektu badawczego . Analiza ilościowa i jakościowa uzyskanych przez autorkę danych na podstawie przeprowadzonej diagnozy nie ma zatem naukowej wartości. Może służyć co najwyżej publicystyce, ale nie naukom społecznym.  Wą t p l i w o ś c i budzi już t y t u ł k s i ą ż k i , k t ó r y jest n i e a d e k w a t n y d o p r e z e n t o w a n y ch w n i e j t r e ś c i . Wskazuje bowiem na to , że c e n tra l n ą o sią  analizy b ę d z ie tworzenie przez dzieci własnej biografii ( „ d z i e c i ę c a k r eacj a b i o g r a f i i … ” ). Tymczasem p r o b l e m g ł ó w n y , k t ó r y stanowił podstawę do konceptualizacji b a d ań, brzmi w tej książce odmiennie ...

Czy pseudonaukowa gdybologia może być sprzedawana jako światowy bestseller?

  Czy pseudonaukowa gdybologia może być sprzedawana jako światowy bestseller? w dniu  kwietnia 15, 2021   Moje pytanie jest retoryczne, bo odpowiedź na nie powinna być tylko jedna - NIE POWINNA, ale JEST i powiększa stan bezużytecznej makulatury. Mam tu na uwadze rozprawę izraelskiego historyka prof. Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie  Yuval Noah Harari'ego  pt. "21 lekcji na XXI wiek" (Kraków 2018), która jest sprzedawana w tysiącach egzemplarzy. Poza ładną okładką nadaje się jednak tylko jako dekoracja w biblioteczce domowej.   Historyk powinien zajmować się tym, co jest przedmiotem badań jego dyscypliny naukowej i obowiązującej w niej metodologii badań historycznych. Z tym większym zdumieniem czytam książkę, która z historią niewiele ma wspólnego, bowiem jej autor porzucił własne kwalifikacje postanawiając zarabiać na sprzedaży prognostycznego kiczu, czyli mniemanologii stosowanej.  Nie wypowiadam się na temat wszystkich lekcji, które usił...