Przejdź do głównej zawartości

Niemądra książka o rzekomej mądrości dzieci (1)

 



Konieczna jest analiza merytoryczna monografii naukowej łódzkiej autorki książki o mądrości dziecka - pani Elżbiety Płóciennik, która sięgnęła do koncepcji i doświadczeń amerykańskiego psychologa Roberta J. Sternberga oraz polskiego psychologa Zbigniewa Pietrasińskiego. Prace tych psychologów dotyczą kształcenia intelektualnego czy inaczej określając  rozwijania m.in. w toku edukacji szkolnej inteligencji uczniów mających za sobą etap nauczania elementarnego. Ci jednak uczeni nie adresowali swoich koncepcji do nauczycieli czy wychowawców dzieci w wieku przedszkolnym, gdyż absolutnie one do tego się nie nadają. Głównym powodem tego jest poziom rozwoju psychospołecznego dzieci w wieku przedszkolnym, z czego powinien zdawać sobie sprawę każdy pedagog. Dla psychologów jest to bowiem  oczywiste per se. 

W recenzowanej rozprawie E. Płóciennik odczytuję próbę stworzenia nauczycielom edukacji przedszkolnej swoistego rodzaju szansy zainteresowania ich poznawczym potencjałem u dzieci w starszym wieku przedszkolnym, określanym potocznie pojęciem „mądrości”.  Nie byłoby w tym nic  niepożądanego, gdyby owa kategoria mogła spełniać taką funkcję poznawczą. Badania naukowe nie mogą jednak bazować na potocznym rozumieniu tak podstawowego pojęcia (kategorii, fenomenu) psychologicznego, jakim jest mądrość tylko dlatego, że przedmiotem badań są dzieci w wieku przedszkolnym. Taka infantylizacja pojęcia mądrość przez przypisanie mu pozanaukowych cech (charakteru, wymiarów, aspektów) tylko po to, by móc  ją badać, a następnie wspierać rzekomo adekwatnymi oddziaływaniami pedagogicznymi, poprowadziła autorkę  w niewłaściwym, bo pozanaukowym kierunku, z czego w ogóle nie zdaje sobie sprawy. 

Z każdą publikacją, także metodyczną dla nauczycieli, które autorka wydała także w uniwersyteckiej oficynie na ten temat[1], słusznie wychodzi z założenia, że skoro mamy kształtować społeczeństwo wiedzy, to nie może być w tym pominięty najważniejszy, bo fundamentalny etap edukacji, jakim jest wychowanie  przedszkolne. W tym też zakresie postrzegam Jej prace jako wysoce znaczące, bowiem  ma absolutnie rację, że trzeba jak najwcześniej wspierać rozwój umysłowy dzieci, ich inteligencję integralnie sprzężony z pozostałymi zakresami rozwoju duchowego, fizycznego, społecznego i emocjonalnego osoby. Można dyskutować, czy jakim zakresie inteligencja dziecka ma być szczególnie eksponowany celem kształcenia i wychowania - autotelicznym czy heterotelicznym, ale nie ulega wątpliwości, że rozwój poznawczy dziecka staje się dla dorosłych wyzwaniem i zobowiązaniem zarazem.  

Przejdę zatem do analizy monografii naukowej pani Elżbiety Płóciennik, która powinna być czytana łącznie z książką pt. „Rozwijanie mądrości dziecka. Koncepcje i wskazówki metodyczne” (Łódź: Wydawnictwo UŁ 2016). Do niej bowiem Autorka  nawiązuje omawiając te same koncepcje teoretyczne, które legły u podstaw własnych badań.  Należy  zarazem odnotować, że na etapie wydawniczym kluczowa dla tej opinii książka została oceniona przez psycholog kliniczną[2] p. Iwonę Czaję – Chudybę z Instytutu Pedagogicznego Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, która pełni obecnie funkcję kierownik Katedry Pedagogiki Wczesnoszkolnej. Nie będę w swojej analizie i ocenie tej monografii odnosił się do kwestii wydawniczych, gdyż te nie są mi znane poza małym cytatem na okładce. 

Autorka rozprawy przeprowadza w trzech rozdziałach na s. 19-86 analizę tytułowej zmiennej, jaką jest mądrość dziecka. Rozdział I dotyczy mądrości w dyskursie teoretycznym, rozdział 2 – teoretycznych podstaw wspierania i rozwoju mądrości, zaś rozdział 3 został poświęcony komponentom mądrości i warunkom ich rozwoju. Już z układu nazw tych rozdziałów, ale także ich treści wynika  niespójność, powtarzalność pewnych kwestii oraz nierozdzielny logicznie zakres tematyczny.  Rozdziały 4-6 związane są z własnym projektem badawczym, jego realizacją i przedstawieniem wyników badań.

Ponad 90 stron książki stanowi aneks, w którym zawarto narzędzie wykorzystywane w badaniu testowym dla dzieci w starszym wieku przedszkolnym (zał.1); zestawienie zbiorcze z arkuszy testowych utworzonych na podstawie nagrań audio zebranych w badaniach z dziećmi (zał.2); tabelaryczne zestawienie analogii/metafor - pomysłów dzieci w starszym wieku przedszkolnym przy zadaniu: ”Mądry człowiek jest jak (co lub kto?)…. , bo….” (zał.3); tabelaryczne zestawienie danych dotyczących autorefleksji dzieci na temat własnego podobieństwa do mądrego człowieka (zał. 4); tabelaryczne zestawienie danych dot. autorefleksji  dzieci na temat własnego podobieństwa do mądrego człowieka (zał. 5) oraz w załącznikach 6-11 przebieg rozmowy z  dzieci, których personalia zakodowane zostały odpowiednim symbolem.  Aneksy są tu o tyle istotne, że gwarantują czytelnikom i recenzentom możliwość analizy i oceny zastosowanych w badaniu narzędzi diagnostycznych.

     Już   we „Wstępie” do rozprawy pojawiają się sądy generalizujące, których zasadność ma potwierdzać wskazany w przypisie autor innej publikacji. Nie akceptuję tego typu narracji, gdyż wprowadza czytelników w błąd  stanowczo formułowanymi sądami np. na s. 9: W zadaniach i treściach realizowanych w przedszkolach i szkołach brakuje koncentracji na wartościach wyższych (Olbrycht 2012), wykorzystywania sytuacji okolicznościowych i zdarzeń przypadkowych do introcepcji wartości (Chałas, 2012).  Uczniowie nie uczą się też sztuki zadawania pytań, nie rozwijają własnej wrażliwości na problemy, odwagi poznawczej czy tolerancji dla wieloznaczności (zob. Kwieciński 2012; Ledzińska, Czerniawska, 2011; Klus-Stańska i in. 2011; Gadacz, 2013; Szmidt, 2013a). Dodatkowo w polskiej szkole dominuje kult wiedzy. 

Paradoksalne Autorka najpierw stwierdza, że w szkole dominuje kult wiedzy, po czym całą rozprawę poświęca temu, by do tego kultu w ogóle mogło dojść. Z innych jej relacji wynika przecież brak mądrości. Można postawić pytanie, czy tylko dlatego, że - jak pisze - W założeniach  organizacyjnych i merytorycznych polskiej szkoły brakuje jednak koncepcji wychowania, w tym wychowania uwzględniającego  wspieranie mądrości. (…) Nie funkcjonują też w polskiej terminologii i tradycji pedagogicznej takie obszary aktywności pedagogicznej, jak edukacja dla mądrości czy wychowanie do mądrości (…) (s. 10) konieczne jest  ich funkcjonowanie i wprowadzenie  nowej tradycji?

Z czego został wysnuty taki wniosek i potrzeba badawcza?  Nie wiemy.

Na s. 11 E. Płóciennik stwierdza: Tymczasem na świecie koncepcje związane z organizowaniem warunków do rozwijania myślenia (podkreśl. BŚ) są znane i wykorzystywane od wielu lat. Autorka ma tu na uwadze Brunera, Wygotskiego, Renzulli, Gardnera, Sternberga, Gordona i Lipmana.  Otóż można i należy natychmiast przeciwstawić się temu osądowi właśnie w imię szacunku dla polskiej nauki i uczonych, ale także szeregu innych badaczy procesów kształcenia intelektualnego, umysłowego dzieci i młodzieży.

Gdyby najpierw Autorka tej rozprawy zafascynowała się polską tradycją nauk pedagogicznych, w tym szczególnie teorii kształcenia, które rozwijali polscy, w tym także łódzcy uczeni np. Sergiusz Hessen, Karol Kotłowski, Tadeusz Jałmużna (znakomita analiza pedagogiki szkoły pracy!), a nie zamierzała adaptować w kraju amerykańskiego kiczu naukowego (poppsychologii), to wiedziałaby, że nie trzeba sięgać do Jana A. Komeńskiego czy Jana F. Herbarta, by wśród współczesnych, rodzimych uczonych znaleźć znakomite prace wskazujące w swej treści na istotę kształcenia ogólnego, którego jednym z aspektów kształcenia ogólnego jest rozwijanie umysłowości dziecka.

W przekładzie „Pojęcia szkoły pracy” Jerzego Kerschensteinera znajduje się niezwykle trafny aksjomat pedagogiczny procesu kształcenia: ”Kształcić jednostkę można jedynie na takich dobrach kultury, których struktura całkowicie lub przynajmniej częściowo pokrewna jest strukturze indywidualnej formy życia na jej stopniu rozwojowym” (s. 139). Tadeusz Jałmużna dokonał znakomitej analizy recepcji tego podejścia w modelach szkoły pracy, także w Polsce. Stwierdzenie zatem, że po raz pierwszy w dziejach polskiej pedagogiki to właśnie E. Płóciennik podjęła problem rozwijania mądrości dziecka, jest więcej  niż przesadzone.  

Może warto było najpierw przeczytać rozprawy Bogdana Nawroczyńskiego, by przekonać się, że to Amerykanie powinni od nas uczyć się tego, czym jest inteligencja i jak należy ją ćwiczyć. Laureatem pierwszego konkursu UŁ do Nagrody im. Tadeusza Kotarbińskiego w naukach humanistycznych został nie kto inny, tylko polski psycholog, światowej sławy badacz osobowości Jan Strelau.

Przypomnę, że o potrzebie kształcenia umysłowego, inteligencji pisał Bogdan Nawroczyński w 1931 r. w swojej rozprawie „Zasady nauczania”. Autor ten przywołał nawet z rozdz. XV, 6 Ustawy Komisji Edukacji Narodowej (sic!) tezę: ”Ogólnie w każdej nauce profesorowie starać się i dozierać powinni, aby ich uczniowie więcej na rozum i pojęcie, niżeli napamięć uczyli się” (s. 93).  Jak trafnie pisze o zacytowanej przez naszego pedagoga definicji inteligencji psychologa W. Sterna - jest ona teleologiczna. Charakteryzowana jest bowiem (…) ze względu na cele, które można osiągać przy jej pomocy” (s. 95). 

W 1910 r. psycholog Adolfina Gorzycka poświęciła swój artykuł pt „Rozwój samodzielności umysłowej i nauczanie szkolne” właśnie temu celowi, który jest kluczowy  „(…)do korzystania i zastosowania w życiu nabytych przez naukę umiejętności, zdolność do szukania sobie dróg i sposobów celem dalszego kształcenia się poza szkołą i szkolnemi wiadomościami, tudzież orientowania się w każdej potrzebie życia i tworzenie własnych wyobrażeń i pojęć noszących cechę indywidualizmu, a skierowanych ku celom utylitarnym zarówno dla danego osobnika, jak i jego rodziny, narodu itp.” (s. 207, „Nowe Tory”).

Można przytoczyć tu znakomite rozprawy Zygmunta Mysłakowskiego, Kazimierza Sośnickiego, Czesława Kupisiewicza czy Wincentego Okonia, tylko po co, skoro Habilitantka pomijając je, chce koniecznie przekonać czytelników o racji nieobecności polskiej myśli dydaktycznej w tym zakresie[3]. Problem rozwijania mądrości dzieci nie jest zatem niczym nowym, a już sposób jego zaprezentowania w monografii istotnie dyskwalifikujący Autorkę, która przywołując różne definicje mądrości nie dokonuje istotnego rozróżnienia między inteligencją, mądrością, potencjałem umysłu dziecka itp. 

Być może dla R.J. Sternberga  definicje mądrości są „(…) postrzegane przez ludzi i naukowców subiektywnie – w zależności od okoliczności życiowych i teoretycznego punktu wyjścia” (s. 13), ale to nie zwalnia współczesnego badacza  od refleksyjnego i krytycznego czytania takich rozpraw. Nie bez powodu R.J. Sternberg znając wyniki badań nad rozwojem ontogenetycznym człowieka, które prowadzili m.in. Binet, Stern, Piaget, Wygotski i in. pisze o mądrości w odniesieniu do dzieci w wieku szkolnym,  nie przedszkolnym.  Może warto byłoby zastanowić się nad naukowymi powodami bezzasadności odkrywania cech mądrości  nastlatków u dzieci w wieku przedszkolnym?

Właśnie nad tym należało najpierw poważnie zastanowić się w części teoretycznej rozprawy. Ta zaś jest napisana chaotycznie, z wybiórczo dobieranymi odwołaniami do literatury (w tym jakże częstym do własnych rozpraw), bez jakiejkolwiek selekcji merytorycznej i krytycznej źródeł. Publicystyczne teksty S.C. Michałowskiego są dla autorki książki równoważne  z rozprawami Danuty Waloszek czy Krzysztofa J. Szmidta, skoro przywołuje ich poglądy obok siebie, by wskazać zróżnicowanie definicji mądrości. Chcąc połączyć teorię z praktyką, tak jakby dotychczas to nie miało w polskiej pedagogice miejsca, autorka pisze: Możliwe jest to jedynie po zapoznaniu się z teorią mądrości, z jej subkomponentami i predyktorami oraz po wskazaniu czynników sprzyjających jej rozwojowi i wykorzystaniu. (…) Tym bardziej jest to potrzebne, że mądrość kojarzona jest potocznie  z postformalnym okresem rozwoju człowieka i efektem jego bogatej wiedzy, doświadczenia życiowego oraz zawodowego. (s. 11)

            Obojętnie, bezrefleksyjnie przechodzi nad pojmowaniem przez Wilowskiego mądrości jako fundamentalnej cnoty, (…) dzięki której człowiek czyni dobro, odróżnia dobro od zła, odkrywa prawdę i uzależnia od tego odkrycia swoje działanie, bowiem „mądrość nie jest […] zbiorem informacji (potocznych czy naukowych), ale zrozumieniem prawdy o świecie, głębokim wejrzeniem w rzeczywistość, poznaniem jej pierwszych przyczyn i ostatecznych celów, którą łączy z urywkiem sądu C. Michałowskiego - […]samo poznanie i zrozumienie nie wystarczą. (s. 22) Autorka recenzowanej publikacji przytacza myśli filozofów bez jakiejkolwiek logiki i kryterium porządkującego na dwóch stronach, by na kolejnych (1,5 str.) przywołać eseistyczne spojrzenie socjologa Jana Szczepańskiego na mądrość, stąd uważa, że wiązał je z wiedzą potoczną czy praktyczną. 

Na s. 203 pisze za nim, że mądrość  warunkowana jest (…)  wyobraźnią, umiejętnością przewidywania, intuicją oraz zdolnością wczuwania się w sytuacje. Mądrość wg J. Szczepańskiego przejawia się w „rozumieniu innych ludzi, w widzeniu jasnym ich motywacji, ich dążeń, nadziei i oczekiwań.” (s. 25) Jest to jedyny z przywołanych przez autorkę socjologów, z którego rozprawy nie wyciąga żadnych wniosków, nie odnosi też jego pojmowania mądrości do dzieci w wieku przedszkolnym. Szkoda, bo przecież są znakomite studia socjologiczne o inteligencji polskiej J. Chałasińskiego.

Zdaniem E. Płóciennik istnieje zależność między wiedzą i mądrością, co ilustruje na schemacie 3 (s. 29). Uważa, że istotne jest dla czytelnika wykazanie związku między definicją mądrości definiowanej na gruncie psychologii jako cechy, (…) którą można rozwijać u każdego człowieka od urodzenia, ponieważ łączy się ona nie tylko z wiedzą  i doświadczeniem życiowym, lecz obejmuje także postawy, kompetencje społeczne i emocjonalne, zdolności poznawcze oraz motywację do działania. (s. 30) Oczywiste jest, że u człowieka wszystko można rozwijać, także tak rozumianą mądrość, tylko trzeba znać kluczowe dla niej predyktory i wlaściwości. 

W tekście pojawia się po wielokroć logiczna sprzeczność własnej narracji. W rozdziale pt. „Mądrość w dyskursie teoretycznym” E. Płóciennik pisze, że w znanych jej tekstach na temat mądrości ma miejsce „(…) relatywność tego pojęcia i różnorodne formułowanie jego definicji, w zależności od perspektywy naukowej czy koncepcji rozwoju człowieka (…) (s. 19). Za D. Waloszek przypisuje definicji mądrości – bez merytorycznego uzasadnienia - cechę potoczności: „potocznie utożsamia się z rozmiarem zapamiętanych wiadomości oraz z rozwagą, namysłem, rozsądkiem czy wręcz z połączeniem moralności i sztuki życia – w przeciwieństwie do wiedzy, która rozumiana jest jako erudycja i „znajomość faktów, zdarzeń, rozpoznanych i zapamiętanych” (s. 19). Nie polemizuje z tezą D. Waloszek, że mądrość oznacza (…) znajomość zasad powstawania trudnych pojęć, struktur, kategorii najwyższych – jest więc wynikiem  myślenia naukowego i intuicyjnego. (s. 20), co by oznaczało, że przyjmuje ją ze zrozumieniem.

Zdumiewające jest, że można tak dalece zbanalizować wiedzę naukową pisząc: Skoro psycholodzy poznawczy coraz częściej  przyjmują tezę, że każdy rodzi się z potencjałem twórczości (przez małe „t”), to można również analogicznie przyjąć, że każda jednostka rodzi się z potencjałem mądrości (przez małe „m”). (s. 20)  Dalej pojawia się kolejna, absurdalna teza tej Autorki, którą usiłuje przeciwstawić rozprawie D. Waloszek: Wdrażanie dzieci w wieku przedszkolnym do samodzielności i odpowiedzialności propaguje w Polsce od wielu lat D. Waloszek (1994). Takie działania są jednak możliwe tylko w rodzinach wspierających rozwój kompetencji społecznych (Hornowska i in. 2014, s. 133).(s. 71)    

Przy tak chaotycznym, publicystycznym i bezkrytycznym referowaniu wyimków z rozpraw różnych autorów czytamy, że  (…) głównym zadaniem monografii jest zainicjowanie dyskusji i badań empirycznych na temat identyfikacji i wspierania rozwoju mądrości już od poziomu edukacji przedszkolnej. Zadanie to będzie realizowane  poprzez prezentację:

- teorii mądrości, także w kontekście edukacyjnych warunków wspierających;

-   narzędzi, które zostały wykorzystane w badaniach z dziećmi do rozpoznania i opisu przejawów ich mądrości;

- empirycznie wyłonionych przejawów takiej aktywności werbalnej i zadaniowej dziecka, która w zgodnie z literaturą przedmiotu jest ściśle związana z komponentami i predyktorami mądrości; 

- wniosków pozwalających na zastosowanie powstałej teorii w praktyce pedagogicznej. (s. 11-12)

Można się zgodzić z tezą Autorki, że w pedagogice przedszkolnej brakuje (…) badań naukowych pozwalających tworzyć wiedzę nową i ugruntowaną (s. 12) To bowiem, co tu zaprezentowała, nie jest ani nowe, ani naukowo ugruntowane. Część teoretyczna nie kończy się własnym modelem teoretycznym, który powinien poprzedzać konceptualizację badań  empirycznych. Zdaniem łódzkiej pedagog badania nad dzieciństwem i umysłem dzieci „(…) obrazują niewykorzystany potencjał umysłu dziecięcego ze względu na infantylizację definiowania okresu dzieciństwa lub edukacji przedszkolnej, infantylizację znaczeń oraz formy przekazu, a także normalizację i uniwersalizację w obszarze oddziaływań nauczycielskich  w stosunku do dzieci.” (s. 13)

Podniosę w odniesieniu do tej części pracy jeszcze kwestię eklektycznego przywoływania z publikacji  Z. Pietrasińskiego, Z. Kwiecińskiego, A, Sękowskiego i K. Szmidta poglądów na temat mądrości, które powinno być poprzedzone refleksją, że  żaden z nich nie pisał na temat mądrości dzieci w wieku przedszkolnym, ani nie prowadził na ten temat badań naukowych. Po co zatem było to czynić, skoro ich teksty dotyczą tego, co sama określiła mianem postformalnego stanu rozwoju  człowieka? W rzeczy samej eklektyczna prezentacja w części teoretycznej rozprawy różnych, wycinkowych poglądów, definicji, podejść teoretycznych do kategorii mądrości nie miała żadnego znaczenia, bowiem od samego początku prowadząca badania zamierzała wykorzystać do własnych celów tylko i wyłącznie koncepcję mądrości R.J. Sternberga jako części inteligencji praktycznej (s. 72).


 



[1] Cykl trzech poradników programowo-metodycznych dla nauczycieli pod wspólnym tytułem „Rozwijanie mądrości dziecka w praktyce edukacyjnej”, które ukazały się nakładem Wydawnictwa UŁ w 2016 r.

[3] Kazimierz Szewczyk nie był przede wszystkim etykiem i bioetykiem (s.40), ale jest nim, bowiem żyje i dalej tworzy.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Profesor poleca ankietę z błędami???!!

  Niestety, tak powstają fatalne doktoraty, a po nich habilitacje. Kompromitacja  nie dotyczy zatem tylko doktoranta.

Czy pseudonaukowa gdybologia może być sprzedawana jako światowy bestseller?

  Czy pseudonaukowa gdybologia może być sprzedawana jako światowy bestseller? w dniu  kwietnia 15, 2021   Moje pytanie jest retoryczne, bo odpowiedź na nie powinna być tylko jedna - NIE POWINNA, ale JEST i powiększa stan bezużytecznej makulatury. Mam tu na uwadze rozprawę izraelskiego historyka prof. Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie  Yuval Noah Harari'ego  pt. "21 lekcji na XXI wiek" (Kraków 2018), która jest sprzedawana w tysiącach egzemplarzy. Poza ładną okładką nadaje się jednak tylko jako dekoracja w biblioteczce domowej.   Historyk powinien zajmować się tym, co jest przedmiotem badań jego dyscypliny naukowej i obowiązującej w niej metodologii badań historycznych. Z tym większym zdumieniem czytam książkę, która z historią niewiele ma wspólnego, bowiem jej autor porzucił własne kwalifikacje postanawiając zarabiać na sprzedaży prognostycznego kiczu, czyli mniemanologii stosowanej.  Nie wypowiadam się na temat wszystkich lekcji, które usiłuje wcisnąć czytelnikom,

Oralna historia historii

  Grzegorz Dżus, Banderówka, Wyd. Rozpisani.pl, brak miejsca i roku wydania, ss. 476. Biorąc pod uwagę wieloletnią współpracę polskich pedagogów z uczonymi i nauczycielami na Ukrainie publikuję opinię profesora Stefana Łaszyna o książce, której autor porusza trudne i bolesne wydarzenia . Zostały one opisane przez  Grzegorza Dżusa w monografii pt. "Banderówka"  , której tytuł okazał się zaskakujący. A ni razu  bowiem S. Łaszyn nie spotkał w niej nazwiska Bandery. Skąd zatem taki tytuł? Tak pisze o tym poniżej:  Emilia, bohaterka książki, w 1940  roku chce wejść do swego mieszkaniaw Radymnie, które opuściła okresowo z powodu przesuwającego się frontu. Wkłada klucz w zamek - nie pasuje. Drzwi otwiera kobieta, która zwraca się do przybyłej: - Czego pani tutaj szuka? Emilia: - A co pani robi w moim mieszkaniu? W odpowiedzi słyszy: - Ooo, banderówka. Stąd wziął się tytuł książki.       W przygotowaniu publikacji wykorzystano   „historię mówioną”, która jest interdyscyplinarną metod