Ponad dwadzieścia lat temu przygotowywałem recenzję wydawniczą rozprawy Alicji Żywczok pt. ”Filozoficzne korzenie (inspiracje) pedagogiki radości”. Wbrew krytycznym uwagom kto inny wypromował ją na rynku. Oto moje uwagi do tej rozprawy:
Niestety, z tej pracy nie dowiemy się, czy(-m) jest pedagogika radości, na jakiej podstawie Autorka dokonała takiego jej wyróżnienia? Czy w grę wchodzi tu pedagogika w ogóle, czy odłam jakiegoś jej nurtu (humanistycznego?) lub określonego prądu? Jaki jest sens ukazywania inspiracji czegoś, co de facto nie istnieje? Gdyby A. Żywczok zakończyła całość rozprawy konstrukcją pedagogiki radości, to wniosłaby istotny wkład w rozwój nauk o wychowaniu w takiej właśnie perspektywie epistemologicznej.
Tego jednak w tej pracy niej nie znajdziemy! Po co więc wprowadzać czytelników w błąd zapowiedzią czegoś, czego nie otrzymają, ani też czego nie będą mogli sami stworzyć na tej podstawie? Czym innym jest przecież oferta wychowywania kogoś w duchu (klimacie, atmosferze) radości, a czym innym wychowanie do szczęścia czy życia szczęśliwego.
Autorka przyznaje pod koniec swojej rozprawy, że sama nie jest pewna tego, czy wysunięty przez nią dezyderat utworzenia nowej
dziedziny pedagogiki ma dotyczyć pedagogiki felicytologicznej czy pedagogiki
radości. Radość może być wszystkim -
celem, wartością wychowawczą, ideałem wychowania, kryterium celów
wychowania, zasadą wychowania i nauczania (mimo, iż nie obowiązują już we
współczesnej dydaktyce zasady nauczania!), metodą wychowania, środkiem
wychowawczym, atmosferą i klimatem wychowawczym, skutkiem wychowania (efektem, rezultatem), postawą i sposobem
oraz stylem życia (por. tabela 5). Nie ma jednak w tej pracy
uzasadnienia dla w/w ujęcia pedagogicznego tak postrzeganej radości życia.
Odnoszę wrażenie, że dla Autorki nie ma żadnego znaczenia, czy mowa jest o szczęściu, radości, pogodzie ducha, humorze, śmiechu, dobrym nastroju czy pozytywnym wartościowaniu życia. Czyżby nie dostrzegała różnic znaczeń powyższych fenomenów (terminów)? Jeśli tak jest, to przy tym sposobie narracji rozprawa staje się sztucznie wypreparowanym oglądem wszystkiego i niczego zarazem!
Tymczasem treść pracy powinna być zgodna z jej tytułem, gdyż w przeciwnym razie staje się
zbiorem poglądów, które nie mogą być ani „budulcem”, a tym samym świadectwem
jakiejś teorii, ani też jej inspiracją. Po co epatować nowomową w stylu –
felicytologia pedagogiczna, behawioralna pedagogika szczęścia czy
eudajmonologia i pedagogika radości, skoro nie kryje się za tym żadna struktura
teoriopoznawcza?
Wspaniałe studium filozoficzne W. Tatarkiewicza „O szczęściu” zostało tutaj wtopione, rozproszone pośród pomniejszych dzieł poświęconych temu zagadnieniu. Jeśli zatem Autorka wyłączy z tytułu pedagogikę, której jest tutaj niewiele, to wówczas jej wartość merytoryczną poleciłbym do oceny samym filozofom. Dostrzega przy tym brak współczesnych filozofów podejmujących w swoich rozprawach wciąż nie skonsumowaną przez pedagogów problematykę śmiechu i karnawalizacji życia, jak chociażby ewidentną nieobecność dzieł M. Bachtina z jego antropologią filozoficzną i semiotyką kultury.
Znacznie więcej, a przy tym mniej archaicznych inspiracji filozoficznych dla współczesnej
pedagogiki można przecież odczytać z filozoficznych dzieł Józefa Tischnera czy
Leszka Kołakowskiego lub z psychologicznych rozpraw Daniela Golemana dotyczących
rozwoju inteligencji emocjonalnej, modelu optymistycznego wychowania wg Martina
E.P. Seligmana, niedyrektywnej pedagogii Thomasa Gordona czy wreszcie
psychoanalitycznej koncepcji wychowania w rodzinie wg Erna Furmana.
Przedłożone studium ma znamiona
bardzo skrótowej, powierzchownej rekonstrukcji poglądów filozofów, bazując w
wielu miejscach – o dziwo – na cytowaniu myśli filozoficznych z drugiej ręki (mimo dostępnych tekstów
źródłowych) lub z ich opracowań, przez co staje się skrótem czyichś wyborów i
interpretacji! To nie Autorka prowadzi nas po „ogrodach” filozoficznej myśli,
ale przywołuje poglądy tych, którzy ów spacer mają już za sobą, dzieląc się z
nami „okruchami” ich przeżyć i odczytań myśli. Miejscami otrzymujemy absurdalne
konstatacje (sic!) np.
-
Zdaniem Demokryta ludzie nieszczęśliwi sami są
sprawcami swego nieszczęścia. Szczęście zaś jest powinnością człowieka, gdyż
daje je ludziom natura, każdy więc przeciętnie zdolny i silny może być
szczęśliwy.
- Analizują drogi osiągania szczęścia w traktatach „O pogodzie ducha:, „O dobrym samopoczuciu” zapisał „Rozumny umysł czerpie sam z siebie swoje radosne przeżycia”
- Hedonizm jego cechowała nie tylko teza, że ...;
-
Wszelkie dobro- szczęście pochodzące z danych
świata zewnętrznego o tyle będzie dobrem i szczęściem, o ile będzie zażywane w
podporządkowaniu dobru i szczęściu najwyższemu .
W wielu miejscach Autorka przywołuje czyjeś poglądy w cudzysłowie, ale bez wskazania źródła ich pochodzenia. Z perspektywy potrzeb prowadzenia badań komparatystycznych w pedagogice jest to bardzo nieudana praca, powierzchowna, eklektyczna, bez inspiracji dla kolejnych badaczy zapowiedzianego w jej tytule zagadnienia.
Autorka napisała swoją rozprawę w tonacji postulatywnej, bez znajomości pedagogiki, „odkrywając” dla niej dawno już znane racje czy poglądy, a pomijając tak ważne dla tematu badania czy modele (koncepcje) wychowania – poza wymienionymi już wyżej – jak chociażby: Roberta Baden Powella, Marii Montessori, Celestyna Freineta, Rudolfa Steinera, Janusza Korczaka, Aleksandra Kamińskiego, Aleksandra Neilla, Arthura Brühlmeiera, Marii Dudzikowej, Lecha Witkowskiego, Elżbiety Adamczuk czy Zofii Zaorskiej. Gdyby je znała, może doszłaby do wniosku, że z pedagogiką humanistyczną w Polsce wcale nie jest tak źle i nie trzeba jej w ten sposób u(nie)szczęśliwiać.
Komentarze