Wiedziałem, że jest wśród młodych naukowców źle z ich
znajomością literatury przedmiotu badań, ale że aż tak beznadziejnie, to nie.
Mam tu na uwadze niewielkiej objętości publikacją autorstwa Katarzyny
Gawlicz (absolwentki filozofii Uniwersytetu Wrocławskiego) i Marcina
Starnawskiego (socjologa po Uniwersytecie Wrocławskim i b.studenta
Uniwersytetu Oxfordzkiego oraz Uniwersytetu Północnej Karoliny w Greensboro),
która nosi tytuł: ”Jak edukacja może zmieniać świat? Demokracja, dialog,
działanie” . Wydanie tej książki było współfinansowane przez Unię
Europejską w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego.
To, że ów tytuł został wydany w ramach serii „Praktyka i profesjonalizm”,
ma też swoje dobre strony. Otrzymujemy bowiem dowód na to, jak nie należy pisać
o edukacji rzekomo się na niej znając. Otóż już na wstępie muszę zaznaczyć, że
autorzy nie tylko nie są profesjonalistami, ale i praktykami w obszarze
edukacji, o której piszą i wypowiadają się z poczuciem pewności, że nie dodam
wyższości, w stosunku do tego, co pedagodzy od lat wiedzą na ten temat.
Swoją rozprawkę zaczynają od stwierdzenia, że „temat demokracji w edukacji
należy do rzadziej dyskutowanych, poza kręgami ekspertów akademickiej
pedagogiki i praktyków-entuzjastów „alternatywnych” rozwiązań oświatowych”.
(s. 11). Dowodem na taki stan rzeczy jest nieodnalezienie przez nich lub
odnalezienie zaledwie kilku odnośników do terminu „demokracja” w indeksach
rzeczowych w wydanych po 1989 r. podręcznikach akademickich z pedagogiki.
Co to ma wspólnego z brakiem debaty poza kręgami akademickimi na temat edukacji
dla demokracji? Nie wiem. Gdyby każdy badacz miał oceniać merytoryczną wartość
rozprawy czy podręczników po liczbie odnośników w indeksie rzeczowym, to
wystarczyłaby do tego osoba z wykształceniem podstawowym, która opanowała
podstawowe umiejętności czytania. Natomiast o tym, czy treści zawarte w
monografiach lub podręcznikach są izomorficzne do wartości i problemów
demokracji może zadecydować tylko ich lektura i analiza treści. Tak na
marginesie, w mojej najnowszej książce pt. "Edukacja (w) polityce.
Polityka (w) edukacji" (Kraków 2015) nie znajdziecie w indeksie rzeczowym
hasła "edukacja", gdyż odnośniki do niego musiałyby zająć kilkanaście
stron.
Wiem natomiast z lektury w/w publikacji wrocławskich naukowców, że nie raczyli
nawet sięgnąć do literatury przedmiotu, która w naukach pedagogicznych aż roi
się od rozpraw naukowych, raportów z badań, informatorów i przewodników po
prawie oświatowym wprost poruszającej fenomen demokracji w edukacji, dialogu,
działania na rzecz zmiany świata itp. (w systemie makropolityki oświatowej, jak
i w odniesieniu do sytuacji mezo i mikrooświatowej na poziomie samorządów
terytorialnych czy szkół publicznych).
W tym sensie książka tych autorów jest szkodliwa, bowiem kształtuje świadomość
rzekomej nieobecności pedagogiki teoretycznej i praktycznej w przestrzeni
publicznej, w której funkcjonują szkoły. Ba, ani wspomniana filozofka, ani
socjolog nie mają pojęcia na temat setek (jeśli nie tysięcy) debat publicznych
na temat edukacji dla zmiany świata, demokracji w edukacji i antydemokratycznej
polityki oświatowej III RP. Wystarczyło przeczytać chociażby wspomniane w ich
wstępie podręczniki akademickie, a nie tylko rozdział (zresztą znakomity) prof.
Doroty Gołębniak.
Jedyny dyskurs, jaki im się jawi w tym zakresie, a przypisują go demokracji w
edukacji, to ten związany z kluczowymi kategoriami w procesie wychowawczym
szkół, do jakich zaliczyli jedynie formację religijną i płciową młodych
pokoleń. Zrozumiałe. Ten pierwszy jest pochodną neolewicowej ideologii, która
ma za złe polskim rządom, że przywróciły do szkół publicznych edukację
religijną (wprawdzie jako dobrowolną, bez szczególnych przywilejów, co wynika z
nieliczenia oceny do średniej ocen i braku religii jako przedmiotu maturalnego
egzaminu) oraz do jej subideologii - gender.
To właśnie ci zwolennicy wyrazili pretensje wobec ówczesnych władz III RP, czyli
zapewne także do MEN, że nie wyeliminowały z przestrzeni publicznej (w ramach
pluralizmu podręczników szkolnych) treści, których autorzy nie promują tzw.
równości płciowej wraz z jej najprzeróżniejszymi odmianami. Mają do tego prawo
tym bardziej, że UE nie współfinansowała projektów, które nie uwzględniały
analiz z uwzględnieniem perspektywy gender (np. teoria P. Bourdieu już nie
wydaje im się kluczową do odczytywania reprodukcji określonego światopoglądu).
Co gorsza, piszą o edukacji tak, jakby się na niej znali, a tymczasem nie znają
99% rozpraw naukowych oraz metodycznych na temat edukacji dla, w i wobec
demokracji, o dialogu i działaniach z tym związanych. Jak piszą o szkołach
demokratycznych, to nie mają pojęcia o tym, że są one powoływane do życia tak w
innych krajach, jak i w Polsce w przestrzeni niepublicznej (jako tzw. Free Schools, Freie Schulen). Nie przeczytali, że każda próba uczynienia w okresie
III RP z jakiejkolwiek szkoły publicznej szkoły demokratycznej została
zablokowana przez rządzących (piszę o tym m.in. w książce „Edukacja pod prąd”
czy „Edukacja autorska”). Chwalą np. Summerhill, a zarazem niekonsekwentnie
wytaczają działa przeciwko modelowi edukacji elastycznej R. Meighana. Zupełnie
nie rozumieją różnic między tymi podejściami do edukacji.
Tandem Gawlicz-Starnawski nie odrobił lekcji, nie przygotował się merytorycznie
do wypowiedzi na temat tego, jak edukacja może zmieniać świat. To, że było się
poza granicami kraju albo studiowało na innym kierunku niż pedagogika, nie
usprawiedliwia ignorancji. Tymczasem literatura polska, podobnie zresztą jak i
zagraniczna, aż ugina się pod ciężarem literatury na temat demokracji w
edukacji i edukacji dla demokracji. Piszą o tym (podaję alfabetycznie nazwiska
tylko samodzielnych pracowników naukowych, bez tytułów ich rozpraw, bo może
kiedyś młodzi się wysilą i zrobią porządną kwerendę literatury): K. Ablewicz,
J. C. Almack, J. Bińczycka, E. Claparede, M. Debesse i G. Mialaret, M.
Dudzikowa, C. Freinet, J. Gara, S. Hessen, A. Janowski, E. Jarosz, A. Kamiński,
J. Korczak,Z. Kwieciński, Z. Melosik, M. Mencel, M. Mendel, R. Miller, H.
Muszyński, A. Nalaskowski, M. Nowak, M. Nowak-Dziemianowicz, K.
Przyszczypkowski, H. Radlińska, J. Radziewicz, S. Ruciński, J. Rutkowiak, H.
Semenowicz, B. Smolińska-Theiss, M.S. Szymański, B. Śliwerski, M. Śnieżyński,
J. Tarnowski, D. Uryga, T. Wiloch, M. Winiarski, L. Witkowski, I. Wojnar, S.
Wołoszyn, Z. Zaborowski, A. Zielińska, W. Żłobicki i in.
Nie warto pisać o czymś, o czym nie ma się zielonego pojęcia, gdyż nie ma to
nic wspólnego z praktycznością i profesjonalizmem, a jeśli już ktoś musi na
czymś zarobić, to niech chociaż uczciwie przyzna się do braku wiedzy i do co
najwyżej jej wycinkowego wykorzystania w powierzchownym przeglądzie czy
rekonstrukcji nielicznych publikacji.
Komentarze